Relacja strażaka
Wyjechaliśmy do uwięzionego kota. Wszyscy strażacy co do jednego nie lubią takich wezwań, bo 90 procent z nich nie ma sensu. Ala zdarzają się takie, które są uzasadnione. Tak było w tym przypadku.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zdarzenia, czyli pod blok wiało od nas sceptycyzmem, gdy dwie osoby płci przeciwnej zaczęły gorączkowo opowiadać, że zły człowiek truje koty. Skutkiem działania złego człowieka jest uwięzienie kota w kanale, który znajdował się pod dociepleniem. Na początku próbowaliśmy tłumaczyć, że jak kot zgłodnieje, to sam wyjdzie. Nie pomagało. Rzeczywiście, kot uwięziony był tak, że nie było do niego dostępu. Skoro jednak wlazł, to musi być sposób, aby wylazł. Kot nie jednak nie myślał tak jak my. Była na to jedna rada, mianowicie odciąć część docieplenia. Pomału, pomału docieplenie było przez nas wycinane. Gdy zrobiona dziura była całkiem spora, wydawało się, że kot wyjdzie. Ten jednak nie miał takiego zamiaru. Więc z małej dziury do jego uwolnienia zrobiła się dziura całkiem spora, a kocur dalej nie chciał wyjść. Udało się go zobaczyć, nawet dotknąć, żeby wyciągnąć. Zwierz jednak był uparty. Nie wierzył ludziom. Albo gryzł, albo prychał. Pani, która wezwała strażaków i dzielnie nam sekundowała, próbowała pomóc i wyciągnąć kocura. Swoje poświęcenie, niestety, przypłaciła krwawą raną. Cóż, kocury zęby mają ostre. Po iluś minutach działań udało się zrobić dziurę na tyle dużą, że umożliwiała jego wyciągnięcie. Nie było to jednak wcale łatwe. Okazało się, że jeden z lokatorów bardzo nie lubił kotów. Do tego stopnia, że spryskiwał blok jakąś trutką. Ale to nie wszystko. Gdy kot wszedł w kanał znajdujący się pod dociepleniem, ten napryskał w kanał pianki montażowej, żeby kot nie mógł się wydostać. Efektem zastosowania pianki było to, że kot miał sklejone tylne nogi i nie mógł chodzić. Gdyby nie nasza interwencja zdechłby w dociepleniu bloku.
Panowie – mówiła do nas roztrzęsiona kobieta – bardzo wam dziękuję. Na was zawsze można liczyć. Jesteście wspaniali.
Cóż, pewnie wspaniali nie jesteśmy, ale było miło usłyszeć.
Całe szczęście, że nie zastosowaliśmy taktyki proponowanej przez mniej cierpliwych z nas. Jedną z nich miało być przepchnięcie kota za pomocą kija. Drugą użycie wody pod ciśnieniem, która miała wygonić kota z kanału, w którym się znajdował. Inaczej byśmy kota albo zadźgali, albo utopili. A tak kolejna akcja zakończona sukcesem.